Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na Twoje pytania. Powodem jest przynajmniej kilka nieuregulowanych w należyty sposób spraw.
Pierwszy problem wywodzi się z bardzo kiepskiego prawa w tym zakresie. Nie mam pojęcia dlaczego zasady ustalania granic w trybie rozgraniczenia są zupełnie inne niż te, wywodzące się z rozporządzenia EGiB. Przecież problem ten sam, dokumenty lub ich brak takie same, stan na gruncie taki sam, właściciele i ich oświadczenia też takie same. Dlaczego zasady są inne? Wie chyba tylko autor rozporządzenia, bo nie sadzę, żeby ktokolwiek byl to w stanie wytłumaczyć w sposób logiczny.
Innym problemem szczególnie wtedy, jeśli konieczność ustalania przebiegu granic ma miejsce przy podziałach, jest dowolność w interpretacjach. Dla przykładu zupełnie inne stanowisko w tej sprawie będzie miał WINGiK z Katowic, inne z Opola, a jeszcze inne z Krakowa. O Warszawie nie będę wspominał, bo tam nikt nie ma wyrobionego stanowiska. Co gorsze, oprócz zupełnie odmiennych stanowisk poszczególnych inspektorów nadzoru wojewódzkiego, decydujący głos mają geodeci powiatowi, którzy w obrębie własnych księstw, nie liczą się zupełnie ze stanowiskiem GGK, ani z WINGiK'iem.
Kolejnym problemem (przynajmniej wg mnie) jest rażąca odmienność interpretacji przez osoby dokonujące bezpośredniej weryfikacji. Ta odmienność wynika z wielu powodów takich jak brak uprawnień, brak doświadczenia, brak dobrej woli, rzekoma niespójność z bazami, niejednorodne zasady geodety powiatowego odmienne od sytuacji i osób, czy też metody nacisku związane ze znajomościami lub też tzw. "wyższym celem".
Jeszcze innym problemem jest zupełne lekceważenie umowy zawartej między geodetą a zamawiającym przez tzw. nadzór geodezyjny. Nie ważne, czy to GGK, WINGiK, czy geodeta powiatowy. Każdy z nich "doi" wykonawce jak się da w imię konieczności poprawy baz danych. A jaka jest prawda? Każdy klient ma w dupie bazy danych. A my jesteśmy narzędziem w rękach administracji i rządu, które tworzy takie prawo, żeby naszymi geodetów rękami wyręczać żądania statystyków, informatyków i budowlańców, dla których bazy danych są tanim źródłem utrzymania przez zmuszanie nas do ich aktualizacji.
Postaram się opowiedzieć na Twoje pytania ale wiedz, że są to tylko stwierdzenia doświadczonego geodety, który wyciąga wnioski z wieloletniej praktyki.
Dla mnie podstawą działania jest Kodeks Cywilny i uważam, że żadne inne ustawy ani rozporządzenia nie powinny w zbyt radykalny sposób ingerować w umowę pomiędzy zamawiającym i wykonawcą.
Jeżeli ktoś chce, żeby geodeta ustalił odcinek granicy, to wg mnie nie powinno mieć miejsce jakiekolwiek przymuszanie do dodatkowych czynności. Wszyscy powinniśmy bowiem pamiętać (a to chyba jest zapominane przez urzędników najczęściej), że swobodne dysponowanie własnością chroni konstytucja. Z konstytucyjnych zapisów wynika, że ochrona własności jest gwarantowana do takiego momentu, gdzie zaczyna kolidować wyższy cel publiczny. Na tym zakończę, bo tłumaczenie tego, co to oznacza, i tak nie zostanie przez wielu zrozumiana.
Pytasz w zasadzie o dwie sprawy.
1. Czy ktoś w przypadku konieczności ustalanie przebiegu granic przy podziale może zmusić do ustalania całej granicy?
Odpowiedź
Z pewnością nie. Niech wskaże przepis z którego taki obowiązek wynika.
2. Co w przypadku gdy jest problem, bo użytkowanie i oświadczenia nie pokrywają się z mapami (duże rozbieżności).
Odpowiedź
Odpowiedź wydaje się prosta bo definiuje to § 39. ust.9, czyli ustal przebieg granicy wg wszelkich dostępnych dokumentów i zasygnalizuj, że jest spór.
Dla mnie jednak nie jest to takie oczywiste, bo co się wydarzy, jeśli oświadczenia właścicieli są rażąco inne niż dokumenty? Tego nikt nie wyjaśnił. Wg mnie dla geodety w przypadku rażących odstępstw w oświadczeniach od dokumentów, ważniejsze są dokumenty. Geodeta (z wyjątkiem rozgraniczenia i zawartej ugody) nie ma prawa przewłaszczać gruntu. Do oceny pozostaje oczywiście jakość i wiarygodność map i innych dokumentów. Ale tu sobie musi poradzić osoba mająca uprawnienia. Nikt inny, bo to on odpowiada za sporządzenie dokumentów do celów prawnych.