Sam widzisz Adamie jak to jest. Ty, jako znawca fachowej literatury uważasz, że punkty A i D w takim postępowaniu mają "takie same prawa" jak B i C. Jednak wielki praktyk w tym zakresie czyli Radek, uważa coś całkiem odmiennego. Wydaje mi się, że problem w tym, iż każda sytuacja jest inna. Podzielam całkowicie pogląd Radka, że przy uczynieniu stronami postępowania dwóch sąsiadów przylegających do tego odcinka, punkty A i D wskazują tylko kierunek i zasięg prawa własności dotyczący tylko i wyłącznie tych dwóch osób. I zgadzam się z Radkiem, że w takim przypadku punkty A i D bez analizy "trzeciego obszaru", czyli uczynienia ich stronami w postępowaniu rozgraniczeniowym, nie mają takiego samego znaczenia prawnego jak punkty B i C. Spytaj Radka co sądzi o pomyśle, aby dać do podpisu protokół graniczny osobom nie ujętym w postępowaniu rozgraniczeniowym. Jestem pewny co Ci odpowie. Masz oczywiście racje, że punkty A i D jako wznowione, należy opisać w protokole granicznym w odpowiednim miejscu. I w mojej ocenie, jeśli są jednoznaczne materiały do ich wznowienia, mają taką samą rangę jak te, ustalone podczas rozgraniczenia. Problem jednak w tym, że protokół graniczny (przynajmniej moim zdaniem) mogą podpisywać tylko i wyłącznie te osoby, które są uczynione stronami w tym postępowaniu. I pojawia się problem (o którym nikt nie pisze w literaturze fachowej), jak rozsupłać ten węzeł gordyjski. Radek sam pisze, że ze względów praktycznych, jeśli punty A lub D są punktami "przecięcia", takie rozwiązanie jest wygodniejsze. Kwestia właśnie w tym, jak tą "wygodę", czyli załatwienie sprawy "całej granicy" od początku do końca, prawnie potwierdzić, czy też zatwierdzić, albo uznać jak kto woli. Moim zdaniem, powinniśmy dążyć jako geodeci do tego, żeby nie pozostawiać "klientów" z kolejnym nie rozwiązanym problemem. Czyli w jednym postępowaniu jednoznacznie określić cały odcinek od punkt A do D. Jednak rozumiem tez Radka, który większość rozgraniczeń robi w trybie sądowym. Tam nie ma za bardzo miejsca na dowolne dodawanie zakresu roboty przez geodetę. W sprawach sądowych, praktycznie zawsze jest spór miedzy dwoma osobami. I sądu zazwyczaj nie interesują osoby "trzecie". No i jest to logiczne. Jednak z punktu widzenia bezspornego ustalenia granicy, każdy z stron w postępowaniu, chciałby mieć załatwiona sprawę granic w definitywny sposób. I wydaje mi się, ze główny problem w tym, jak rozróżnić (w sposobie czynienie stron postępowania i sporządzania odpowiednich dokumentów) w rozgraniczeniu bezspornym (administracyjnym) od spornego (sądowego). Przepisy nie rozróżniają tych postępowań. Sprawy sądowe są na tyle specyficzne, że bardzo często to nie geodeta decyduje o przebiegu ustalanej granicy tylko sąd. Oczywiście sąd posiłkuje się opinią biegłego, jednak wcale nie musi jej podzielić w ostatecznym rozstrzygnięciu. Zaś w postępowaniu administracyjnym, wójt ma prawie zawsze "psinco" do powiedzenia. Jedyną jego rolą jest napisanie decyzji. Bo niby z jakiej racji miałby się wtrącać w coś, co geodeta ustalił w bezspornym postępowaniu z zainteresowanymi stronami? I teraz (przynajmniej moim zdaniem) należałoby się zastanowić nad sednem sprawy. Czy autorytety w swych publikacjach mają na myśli sprawy sądowe, czy tez administracyjne? Czy osoby odpowiadające za przyjmowanie operatów i jeżdżące na szkolenia, słuchają narzucanych im tez w odniesieniu do spraw sądowych, czy tez administracyjnych? W moim przekonaniu, zdecydowana większość teorii opisywanych w publikacjach nie rozróżnia w ogóle tych, moim zdaniem zupełnie oddzielnych wątków. W postępowaniach bezspornych, właściciele są najczęściej stawiani bez wyboru. To wcale nie oni chcą składać wniosek o rozgraniczenie, tylko "sytuacja tego wymaga". Płacą całkiem nie małe pieniądze. I ja jako geodeta prowadzący te postępowanie w odniesieniu do ustalenia granic, mam próbować im wytłumaczyć i nawet przekonać, ze nie mogę ustalić w sposób jednoznaczny wszystkich punktów granicznych? Nie mogę, bo niby co? Bo osoba piszące postanowienie w wszczęciu postępowania, nie chce uczynić stroną postępowania innego sąsiada tylko dlatego, że w tym przypadku chodzi o punkt graniczny a nie odcinek granicy? Kto ze zwykłych ludzi jest w stanie to zrozumieć?
pozdrawiam
Jarek