Mam wrażenie, że tu nie chodzi o to, jaki historyczne był kataster i jego geneza, ale o ustalenie prymatu stanu spokojnego posiadania nad dokumentami katastralnymi. Oczywiście stanem idealnym jest zgodność jednego z drugim, jak jest nikomu nie trzeba tłumaczyć.
W żadnym wypadku procedury geodezyjne związane z podziałem nieruchomości nie powinny implikować procedury ustalania granic, które ze swojej natury ingerują w stan spokojnego posiadania.
Posiadanie jest bardzo silną instytucją prawa rzeczowego, stąd dotykanie jego istoty powinno być z natury związane z wolą strony, której to posiadanie dotyczy.
Analogicznie: nikt nie włazi wam do domu sprawdzić, czy macie prosty strop, bo sąsiad zaczyna budować na działce obok. Niezależnie od tego, jak bardzo dobrą praktyką budowlaną jest bieżące monitorowanie stanu budynku, ba, nawet wynika to z przepisów prawa (art. 62 Prawa budowlanego), to nikt tego nie robi z urzędu i nie włazi ludziom do domu.
Niektórym geodetom się przywidziało, że posiadanie możemy sobie macać przy każdym postępowaniu podziałowym. A niektórzy tutaj nawet uparli się, że jest to czynność słuszna i ze wszech miar ugruntowana w przepisach prawa. Więc przewrotnie zapytam: w jakich przepisach prawa? Gdzie jest tak wprost napisane o tym, że wolno mi dotknąć spokojne posiadanie przy podziale? Bo ja zauważam coś innego: twórcy prawa wprost napisali, że przyjmowanie granic do podziału następuje na podstawie konkretnych dokumentów i tylko w bardzo szczególnym przypadku, w którym wydaje się że nie ma innego wyjścia, trzeba zrobić to uprzednio zawiadamiając strony. A jeżeli geodeci zawiadamiają strony o czynnościach to robią to w trybach protez czynności ustalenia, które są zaczerpnięte albo z procedury zakładania ewidencji gruntów, albo z art. 39 pgik, w którym z kolei jest wprost wpisane, że robione jest na wniosek właściciela. Przecież to absurd. Ta najczęściej stosowana procedura nawet nie jest przepisem rangi ustawy, a dotyka tak istotnej sprawy jak posiadanie, a z kolei druga procedura wymaga wniosku właściciela, którego przecież nie mamy, a my sobie traktujemy go dorozumianie. Zwracam też uwagę na fakt, że w pierwotnym brzmieniu §45 rozporządzenia egib nie było odniesienia do §37-39, ale wyłącznie do §35, który także odnosi się wyłącznie do dokumentów. Dopiero płacz geodetów i ośrodków, którzy nie mieli żadnej podstawy prawnej do tych barbarzyńskich czynności gwałcących posiadanie doprowadził do modyfikacji tego przepisu, żeby stworzyć tą protezę.
Dodatkowo zastanawiam się, nad samą mocą prawną przepisów §37-39 w kontekście art. 342 KC. Skoro przepis ustawy zabrania ruszania posiadania, to przepis rozporządzenia nie może takiego prawa nadawać. A w kontekście artykułu 343 §1 KC, geodeta może legalnie dostać wpierdol od posiadacza za te "czynności".