Witam.
Nie chcę za bardzo drążyć tego tematu, bo w zasadzie całkowicie zgadzam się z stwierdzeniem Adama, który napisał, że
W mojej ocenie zarówno Sąd w wydanym orzeczeniu, jak i właściwie stanowiska i głosy oddane w tej dyskusji, w sposób nieuprawniony próbują uprościć sprawę, albo może znaleźć formułę uniwersalną, której wg mnie nie ma.
Temat rozgraniczeń obgadałem w swoim czasie dość solidnie z Radkiem i wiem, że doszliśmy do pewnego kompromisu. Polega on na tym (mam nadzieję, że Radek to potwierdzi), że rozgraniczenia w postępowaniu sądowym (zdecydowanie sprawy sporne) nie do końca są podobne do rozgraniczeń w postępowaniu administracyjnym. Nie przytoczę teraz tego orzeczenia SA (bo nie pamiętam), ale było tak, że któryś sąd administracyjny stwierdził, że nie zawsze jest tak, że inne osoby będące stronami w postępowaniu rozgraniczeniowym muszą ponosić wspólnie koszty rozgraniczenia zgodnie z zapisami w KC. W sumie to nie jest aż tak ważne w tym co chcę napisać, jednak pewnie ma jakieś znaczenie.
Czytając wszystkie poglądy uczestników tego wątku powiem całkiem ogólnie, że zgadzam się z interpretacjami zarówno Radka, Uli, kolegi jm, jak i Leszka i Adama. A ta zgoda wynika tylko z tego, że nie można moim zdaniem uogólniać konkretnych przypadków wynikających z danej sytuacji. Zgadzam się więc całkowicie z Adamem, że nie ma zupełnie sensu dyskusja dotycząca określonego stanowiska sądu administracyjnego w jakiejś konkretnej sprawie i próba wypracowania na tej podstawie "formuły uniwersalnej". Z tego powodu trochę się dziwię tak jednoznacznym stanowiskom niektórych osób.
Chciałbym jednak z tej dyskusji wyciągnąć jakieś własne przekonania, więc o coś zapytam. Pytam z założeniem, że rozumiem stanowisko Radka, Uli i Józefa, że w postępowaniu sądowym (spornym) nie można wciągać w spór sąsiadów przyległych działek, którzy nie są zainteresowani tym sporem i nie powinni ponosić kosztów postępowania tylko dlatego, że ich granice przylegają do spornych. Pytam z założeniem, że wiem jaką rangę mają punkty graniczne (końcowe) dochodzące do innych granic (ewidencyjnych, prawnych, określających inny zasięg własności - jak chcecie), które są tylko kierunkami wyznaczającymi sporna granicę.
A teraz pytanie do Radka, Uli i Józefa.
Ja nie jestem biegłym sądowym i nigdy nie byłem, choć w postępowaniach administracyjnych zrobiłem kilkadziesiąt rozgraniczeń, więc po prostu nie wiem.
Czy Wy, jako biegli sądowi kiedykolwiek w swej opinii napisaliście sądowi wprost (żeby właściciele będący w sporze wiedzieli) ,że tak ustalone granice (końcowe punkty graniczne) nigdy nie dają im gwarancji nienaruszalności z sąsiadami obok? Nie przyjmuję odpowiedzi, że taka informacja nie ma jakiegokolwiek związku ze sporem. Chodzi mi tylko o to, czy właściciele będący w sporze mają pełną świadomość wynikająca z opinii biegłego, że ich końcowe (w przecięciach z sąsiednimi granicami działek) ustalone punkty graniczne są "bezprawne" (nie określają zasięgu własności), bo są tylko wektorami/kierunkami granic i mają zupełnie inne znaczenie jak inne punkty ustalone "wewnątrz" działek ?
Chodzi mi też o to, czy z opinii biegłego wynika, że Sąd też ma taka świadomość ?
pozdrawiam
Jarek