Poniżej moje refleksje po spotkaniu które umieściłem u siebie na Facebooku.
QUO VADIS GEODEZJO ?
W ostatni piątek, 26 kwietnia, w siedzibie Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii, odbyła się publiczna prezentacja projektu nowelizacji prawa geodezyjnego i kartograficznego. Byłem na tym spotkaniu i chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami które nasunęły mi się w kontekście tej prezentacji oraz dyskusji jaka się po niej odbyła.
Nie będę w zasadzie komentował samego projektu. Jego treść jest dostępna publicznie, znane są już pierwsze komentarze, a w najbliższym czasie możemy spodziewać się oficjalnych stanowisk podmiotów do których przesłano projekt do konsultacji. Jedno co z całą pewnością można stwierdzić to, że w odniesieniu do skali problemów z jakimi boryka się, szeroko pojęta geodezja, projekt ten ma charakter kosmetyczny. Być może załatwia parę trzeciorzędnych problemów ale wątpliwości które już teraz się nasuwają, sugerują, że skutek zmian może zasadniczo rozminąć się z deklarowanymi intencjami jego twórców.
Prezentację projektu nowelizacji ustawy oraz jej obrony w dyskusji która potem przeprowadził, praktycznie w całości, Główny Geodeta Kraju, Pan Waldemar Izdebski. Przedstawienie konkretnych przepisów które proponują autorzy nowelizacji zostało poprzedzone wstępem w którym GGK starał się uświadomić zebranym rangę i wagę informacyjnych baz danych które są w obszarze zainteresowania GUGiK. I właśnie tej części wystąpienia chciałbym poświęcić kilka słów.
Im bardziej GGK starał się przekonać zebranych do tego, jak istotne dla potrzeb państwa są wszystkie te bazy, informacje w nich zawarte, technologie ich udostępniania i sposoby ich prezentacji, tym bardziej znaczące stawało się jego milczenie w sprawach które dla nas, i dla naszych klientów, są sprawami najwyższej wagi. Im bardziej próbował nam wmówić, że geodeci są postrzegani przez sprawne działanie Geoportalu i poszerzanie go o coraz to nowe obszary informacji, tym bardziej uświadamiał mi, jaką małą wartość ma dla niego potrzeba zapewnienia obywatelom poczucia bezpieczeństwa w obszarze własności nieruchomości czy inwestorom świadomości, że proces inwestycyjny nie będzie hamowany przez procedury administracyjne nie mające z tym procesem nic wspólnego. A to do tych kwestii sprowadzają się przecież dwa podstawowe grzechy obecnej ustawy prawo geodezyjne i kartograficzne. Podstawowe, bo najbardziej szkodliwe społecznie, ale bynajmniej nie jedyne.
Im dłużej tam siedziałem, tym bardziej docierało do mnie w jak różnej rzeczywistości funkcjonują dwie grupy osób tworzące audytorium tego spotkania. Pierwsza grupa, dla której trudno obecnie nawet znaleźć formalnie obowiązującą nazwę, to wykonawcy, geodeci a może najlepiej byłoby określić ich spadkobiercami mierniczych, czyli tych którzy bezpośredni realizują potrzeby obywateli, gospodarki czy urzędów w zakresie ich konkretnych potrzeb z obszaru czynności i dokumentacji wymagającej kwalifikacji formalnych i merytorycznych. Druga grupa to administracja geodezyjna, państwowa służba geodezyjna i kartograficzna, wykonująca zadania urzędnicze i quasi rynkowe, jakimi jest między innymi udostępnianie na zasadzie monopolu informacji przestrzennej zawartej w zasobie. Ustawowo tylko ta druga grupa ma za zadanie tworzenie baz danych i udostępnianie informacji w niej zawartych. Twierdzenie, że obie te grupy stanowią razem geodezję która ma być postrzegana przez pryzmat funkcjonowania zasobu i baz na jego podstawie tworzonych jest nadużyciem. Zarówno ze względów formalnych, jak też w świetle faktów.
Pomijając pewną liczbę prac geodezyjnych zlecanych przez tą drugą grupę pierwszej grupie to w wszystko inne nie tylko nas dzieli, ale, przez patologię obecnych rozwiązań, nawet antagonizuje. Bo prawo geodezyjne i kartograficzne jest złe nie dlatego, że powstało w okresie ustroju socjalistycznego ale dlatego, że przy dostosowywaniu go do obecnego ustroju nie uwzględniono w nim w sposób właściwy zasad państwa i prawa obecnie obowiązujących.
Obecna i wcześniejsza administracja geodezyjna, obecny i wcześniejsi GGK nie przyjmują do wiadomości, że wykonawcy prac geodezyjnych funkcjonują w systemie państwa dlatego, że potrzebują ich obywatele, gospodarka czy szeroko pojęta administracja a nie dlatego, że istnienie tych podmiotów przewidziało, w szczątkowej formie, prawo geodezyjne i kartograficzne. Ze świadomości decydentów i legislatorów wypierana jest cała sfera potrzeb społecznych odnoszących się do czynności i opracowań geodezyjnych robionych dla zaspokojenia indywidualnych potrzeb społecznych. A co za tym idzie negowana jest podmiotowość, prawa i potrzeby grupy ludzi realizujących te potrzeby - geodetów, dawnych mierniczych. Wobec decydentów wyższych szczebli, nie zorientowanych w niuansach wymagań formalnych czy realnych potrzebach obywateli, roztacza się wizję systemu informacyjnego który już wkrótce załatwi wszystkie problemy. Te narastające problemy, nawarstwiające się kłopoty i rosnące niezadowolenia społeczne z funkcjonowania geodezji tłumaczone są jako zjawisko przejściowe które już wkrótce zniknie po wdrożeniu koncepcji.
My, geodeci (mierniczowie) wiemy, że nie zniknie ponieważ nawet najlepszy pod względem funkcjonalnym system informacyjny będzie bezwartościowy bez wartościowej informacji. Można się tu posłużyć porównaniem z biblioteką której wartość powinno się oceniać przez zawartość książek które w niej są, a nie przez wartość regałów na których stoją. Ponieważ jednak administracja geodezyjna, szczególnie szczebla centralnego, czuje się odpowiedzialna jedynie za te “regały” to nie należy się spodziewać, że sama z siebie weźmie odpowiedzialność za kreowanie polityki “wartościowej książki”. Władza polityczna przed którą z kolei ta administracja odpowiada, z całą pewnością, nie ma kompetencji do oceny sensu budowy drogich “regałów” do przechowywania “makulatury”. GGK który z dużą dezaprobatą wypowiadał się na temat pogardliwego określania zasobu mianem “śmietnika” chciałbym uświadomić, że śmietnik powstaje nie tylko poprzez gromadzenie rzeczy wyłącznie bezwartościowych, ale także poprzez bezrefleksyjne pomieszanie rzeczy o różnej wartości, w sposób uniemożliwiający proste ich odróżnienie. I problem z zasobem jest raczej tego drugiego typu.
W tworzeniu zasobu, baz danych, a w tym w szczególności ewidencji gruntów i budynków która powinna stanowić główny cel funkcjonowania państwowej administracji geodezyjnej brakuje jednolitej koncepcji merytorycznej i jasno określonych wartości którym mają one służyć. Za przykład niech posłuży rozporządzenie o ewidencji gruntów i budynków które nawet jednym słowem nie odnosi się do prawa własności nieruchomości, wartości podstawowej zarówno dla obywateli jak i państwa realizującego ich potrzeby. To był zawsze priorytet ale prawo geodezyjne i kartograficzne go zlikwidowało. A przecież, jak pisał prof. dr Władysław Leopold Jaworski, członek przedwojennej Komisji Kodyfikacyjnej i Komisji dla reformy Prawa Rolnego - “Bez hipoteki i katastru nie ma na wsi prawa, a więc nie ma tam i Państwa”. W dzisiejszej Polsce, w obszarze geodezji, państwo wycofuje się ze wsi a pierwszym sygnałem dostrzeżenia tego problemu było powstanie “Parlamentarnego Zespołu do spraw prawa geodezyjnego i rozgraniczeń nieruchomości” który po omacku szuka przyczyn poważnego kryzysu w funkcjonowaniu ewidencji gruntów i budynków na obszarach przeprowadzonych ostatnio modernizacji. Użycie określenia “po omacku” jest zabiegiem celowym bo wyalienowanie administracji geodezyjnej z obszaru spraw społecznych spowodowało utratę wiedzy i doświadczenia niezbędnego do łączenia potrzeb społecznych z umiejętnym administrowaniem.
Świadomość tego co napisałem wyżej spowodowała, że nie zdziwiłem się nawet gdy w czasie prezentacji GGK, przedstawiającej złożoność uwarunkowań w jakich funkcjonuje geodezja, na slajdzie pokazującym z jakimi zasadniczymi ustawami, w sposób bezpośredni, łączy się prawo geodezyjne i kartograficzne zabrakło w gronie tych najistotniejszych - Kodeksu Cywilnego i Ustawy o księgach wieczystych i hipotece. Nie odbieram tego jako niedopatrzenie a jako deklarację świadomości grupy ludzi tworzących rozwiązania prawne dla naszej branży. Znamiennym jest też to, że to właśnie te dwie pominięte ustawy stanowią główne środowisko prawne w którym funkcjonują geodeci (mierniczowie) i to nie tylko ci wykonujący opracowania do celów prawnych. To pominięcie widoczne jest w proponowanych zmianach do prawa geodezyjnego i kartograficznego np. poprzez ingerencję w swobodę umów cywilnych pomiędzy wykonawcami prac geodezyjnych i ich klientami (ograniczenie czasu dla pracy geodezyjnej podlegającej zgłoszeniu czy ograniczenie przedmiotów umów - ilości obszarów objętych umową), Mam wrażenie, że nie jesteśmy postrzegani jak zwykli obywatele których prawa i obowiązki są określane przez cały system prawny a grupa której dotyczy jedynie prawo geodezyjne i kartograficzne.
Sytuacja jest obecnie bardzo trudna. Administracji państwowej, na poziomie centralnym, udało się formalnie pozbyć odpowiedzialności za realizację potrzeb społeczeństwa w zakresie wiarygodnej i rzetelnej informacji geodezyjnej. Trudno będzie jej tą odpowiedzialność ponownie narzucić. Ta namiastka odpowiedzialności dyscyplinarnej wobec pewnej grupy geodetów jeśli nawet jest realizowana to służy raczej wymuszaniu podległości wobec administracji geodezyjnej a nie sprawowaniu pieczy nad wykonywaniem zawodu w interesie społecznym. Zresztą nawet jej formuła prawna jest raczej karykaturą odpowiedzialności zawodowej niż realnym mechanizmem służącym tworzeniu profesjonalizmu wśród geodetów. Nie da się takiego mechanizmu stworzyć nie uznając osób nim objętych za zawód oparty o wspólnotę wartości i odrębność merytoryczną wykonywanych czynności. A uprzedmiotowienie zawodu geodety będzie stanowiło zagrożenie dla bezkarnego wykorzystywanie tej grupy przez obecne rozwiązania prawne i grupy osób uprzywilejowanych tymi rozwiązaniami.
Trudno też wyobrazić sobie, właśnie z powodów wyżej wymienionych, że środowisko zintegruje się na tyle, żeby wykreować ruch społeczny zdolny dotrzeć do władzy kompetentnej w dokonaniu pozytywnych zmian. Patologicznie skonstruowana koncepcja obecnej geodezji, na dodatek jeszcze z licznymi patologiami w sferze jej realizacji, wprowadza chaos w świadomości osób wykonujących zawód. Geodeci indywidualnie i jako grupa, są takimi jakimi czynią ich edukacja, współpraca ze starostwami, nadzór WINGiKów, orzecznictwo sądów, relacje z innymi przedstawicielami zawodu i polityka państwa prowadzona względem nich. Uwarunkowania formalne naszego zawodu, realia rynku usług geodezyjnych, funkcjonującego w obliczu państwowego monopolu na własność informacji przestrzennej o charakterze geodezyjnym (przykro powiedzieć, ale to rozwiązanie o charakterze feudalnym), nie sprzyjają integracji środowiska i tworzeniu struktur organizacyjnych zdolnych przeciwstawić się sile grup wpływów funkcjonujących na poziomie administracji centralnej.
Potrzebnych zmian nie da się dokonać szybko i tym bardziej łatwo. Raczej nie wierzę w drogę rewolucyjną. Ale rozpaczliwie potrzeba nam zatrzymania regresu i przynajmniej odrócenia tendencji. Mówię ciągle o obszarze dawnego katastru i miernictwa czyli potrzeb które były, są i będą, dopóki będzie funkcjonowała formuła państwa europejskiego, jakim jest obecnie Polska. Kataster i miernictwo nie rywalizują z koncepcją informacyjnych baz danych przestrzennych dla potrzeb funkcjonowania państwa. Operują na innych obszarach potrzeb i chociaż przenikają się nawzajem to można znaleźć między nimi kompromis. Z całą pewnością rozbudowane i wszechstronne systemy informacji przestrzennej nie mogą się stać prawnym gwarantem bezpieczeństwa w obszarze ładu prawnego gruntów. Jedyną instytucja zdolną do tego jest kataster o tradycyjnym modelu prawnym, oparty oczywiście na nowych technologiach gromadzenia i udostępniania danych. Może, i powinien, być częścią powszechnych systemów informacji, przy zachowaniu gwarancji rzetelności i wiarygodności jego danych ale też, odrębności. Nie można też utrzymywać rozwiązań które czynią z procesu inwestycyjnego “zakładnika” aktualizacji baz danych. Inwestor nie może czekać aż administracja zasobu uzna, że jej wymagania w stosunku do geodety zostały zaspokojone, i dopiero wtedy zezwoli na kontynuowanie procesu inwestycyjnego przez dopuszczenie opracowania geodety do obrotu formalnego. Obecne rozwiązanie faworyzuje administrację geodezyjną, krzywdzi inwestorów i tworzy okoliczności do mnożenia patologii na rynku usług geodezyjnych. Dziwne, że politycy deklarujący wolę tworzenia korzystnych warunków dla rozwoju gospodarki nie dostrzegają tego ewidentnie negatywnego rozwiązania.
Potrzebne są zmiany ale brakuje realnego pomysłu jak się do nich zabrać. Wszystko, jak zawsze, zależy od ludzi. Odpowiednich ludzi, na odpowiednich miejscach. W mojej ocenie potrzeba nam kogoś, kto będąc skutecznym politycznie, będzie miał wizję geodezji wykraczającą poza jeden obszar interesów. Wcześniejsi GGK nie byli takimi ludźmi co udowodnili swoim działaniem. Obecny ma jeszcze szansę i potencjał aby się takim stać.
Powołanie zespołów doradczych, spotkanie które jest pretekstem do tego tekstu, czy nawet wcześniejsza kariera obecnego GGK, wyróżniają go pozytywnie na tle poprzedników. Krytyka systemu, czy nawet krytyka propozycji które złożył w projekcie nowelizacji, nie powinna być utożsamiana z krytyką Jego osobiście. Zarówno przez Niego, jak przez przeciwników obecnego systemu geodezji w Polsce, do których z całą pewnością się zaliczam.
Podsumowując, chociaż projekt nowelizacji mnie nie zachwycił i nie dostrzegam w nim szansy na jakąś realną zmianę jakościową to doceniam intencję i sposób potraktowania mnie i innych przedstawicieli zawodu geodety (mierniczego). Mam nadzieję na dialog nie tylko w zakresie wynikającym z obecnych przepisów ale wykraczającym poza obszar za który jest odpowiedzialna Państwowa Służba Geodezyjna i Kartograficzna. To ostatnie kieruję już do całego środowiska bo GGK wielokrotnie deklarował otwartość na argumenty i tematy, co też dostrzegam i doceniam.