Ot, taka ciekawostka geodezyjna, jak to jest z tą geodezją gdzie indziej:
"Joe wstał, wyszedł w kompletnej ciszy, a potem wrócił z hukiem – wjechał do knajpy na motorze i na naszych oczach próbował rozjechać techników ze Stanowego Urzędu Geodezji. Ścigał ich dookoła baru tak długo, aż jedynym sposobem ratunku stała się ucieczka do służbowej furgonetki i odjazd. Joe „odprowadził” ich do granicy okręgu, a po drodze zdołał im jeszcze powybijać szyby za pomocą stalowego pręta.
W wyniku tej gonitwy (którą stado zgodnie nazwało „słuszną interwencją”), Joe wprawdzie trafił na kilka miesięcy do aresztu, ale geodeci już nigdy nie wrócili. Całą zaplanowaną robotę w cudowny sposób udało im się wykonać wewnątrz –bez potrzeby łażenia ludziom po posesjach.
To łażenie było wysoce irytujące i rodziło całą masę konfliktów w naszym preriowym stadzie. Otóż geodeci przyjechali po to, by za pomocą nowoczesnych urządzeń i technologii GPS „uściślić” granice działek. Mieszkańcy prerii nie lubią ścisku, a słowo „uściślać” kojarzy im się niedobrze – ze „ścisnąć”, „wycisnąć”, „zaciskać”… Kiedy słyszą o „uściślaniu”, zaczynają przełykać ślinę, jakby nagle poczuli pętlę na szyi lub obrożę, lub twardy urzędniczy kciuk przystawiony do grdyki. W ten sposób rodzi się złość.
Tamto konkretne „uściślanie geodezyjne” sprowadzało się do tego, że sąsiedzi, których od lat dzieliła granica w formie wspólnego płotu postawionego tu jeszcze przez ich pradziadków, dowiadywali się nagle, ze ich płot stoi o pół stopy za daleko – na terenie sąsiada… Tyle lat nikt o tym nie wiedział, a zatem nikomu to nie przeszkadzało, a teraz BABUUM!!!
Czy taka ścisła wiedza kogoś wzbogaca?
Czy przeliczenie wszystkiego na nowo przynosi państwu pożytek? Przecież powierzchni się nie rozmnoży, a zatem po „uściśleniu” wyjdzie na to samo, co było.
Podatek gruntowy? Ile jeden obywatel dopłaci z powodu przesunięcia granicy, tyle drugiemu trzeba będzie zwrócić z odsetki, gdyż nadpłacił. Po „uściśleniu” pozostaną długi do rozliczenia miedzy sąsiadami i kupa roboty z przestawianiem płotu o… pół stopy.
Porządek musi być, powiadacie? Ale przecież BYŁ, zanim Urząd Geodezji zaczął tu wtryniać swój szpiczasty nos i GPS-y!
Porządek musi być w papierach, powiadacie? Hmm… A po co? Czy porządek w papierach musi być dla samego porządku, czy też papiery są dla ludzi? A może chodziło o to, by trzech dodatkowych darmozjadów znalazło robotę w Urzędzie Geodezji, a potem jeździło sobie w teren, odwiedzało cudze rancha, korzystało ze zwyczajowej gościnności, która każe przybyszowi na prerii dać nie tylko obiad, a także coś na drogę i jeszcze do domu, żeby zaraz po powrocie nie musiała gotować – może o to szło w tym „uściślaniu”, hę?!
Cichy Joe załatwił tamtą sprawę koncertowo: BABUUM!!!"
Wojciech Cejrowski "Wyspa na prerii".