Najbardziej przykre jest Radek to, że raczej niewielu zrozumie Twoją ironię. A w majestacie takich szkoleń są robione m.in. modernizacje, w wyniku których są skłócone całe wsie, a ludzie (sąsiedzi) zamiast spotykać się na wspólnym grill'u, spotykają się coraz częściej w sądach. I wszystko jest to czynione w majestacie prawa przy rzeczowej weryfikacji operatów, optymalnym odbiorze przez kierowników ODGiK, kompetentnej ocenie naczelników PODGiK, no i rzetelnemu nadzorowi WINGiK. To co napisałem nie jest ironią. To smutna prawda o ogólnie pojętym środowisku naukowym, no i władzy administracyjnej oceniającej i wymuszającej określone działania, wykorzystującej swoją władzę i nasze uzależnienie. Bo przecież ONI są nieomylni i wszystko wiedzą najlepiej.
Pozwól jednak, że wrócimy do tematu wątku. Nie mamy na nic ani wpływu, ani możliwości realnych zmian, jednak mam nadzieję, że podobne dyskusje jak ta nasza, otworzą niektórym szerzej oczy. Choć zdaję sobie sprawę, że przyzwyczajonej do władzy i jedynie słusznej wiedzy administracji nie zmienimy.
Jedno z moich pytań brzmiało
Od kiedy Waszym zdaniem zatem znak z trwałego materiału to nie tylko kamień, lecz kamień graniczny? Chodzi mi o to, od kiedy trwały znak umieszczony w punkcie granicznym podlega ochronie?
Wg praktycznie wszystkich szkoleniowców których znam, kamień z krzyżem staje się znakiem granicznym dopiero wtedy, gdy zostanie wypełniona odpowiednia procedura. Czyli, zgłoszenie pracy geodezyjnej dotyczącej utrwalenia, zawiadomienia zainteresowanych, protokół, no i przekazanie operatu do PZGiK. Podstawowy argument to konieczność przekazania przez geodetę zwykłego kamienia z krzyżem pod ochronę, bo rzekomo dopiero wtedy staje się on znakiem granicznym. Byłbym bardzo rad, gdyby ktoś jeszcze wskazał inne argumenty wymuszające opisaną przez mnie procedurę, bo ja innych nie znam, a być może pomogłoby to w obaleniu pewnych mitów.
Moim skromnym zdaniem rzekoma konieczność przekazania trwałych znaków granicznych pod ochronę, kompletnie z niczego nie wynika. Nigdzie bowiem nie jest to napisane. Każde opisane w prawie wymagane działanie kierowane w stronę geodety dotyczy jedynie konieczności
zawiadomienia. Mam tu na myśli te działania, które są opisane w prawie, czyli ustalenie, wznowienie i wyznaczenie z utrwaleniem. Jednakże w każdym z opisanych przypadków prawo stanowi, że nieobecność stron nie wstrzymuje działania geodety. Więc oczywistym jest, że wkopany kamień graniczny lub wbita rurka są znakami granicznym nawet w tym przypadku, jeśli nikogo nie ma na gruncie w określonym w zawiadomieniu czasie. Więc pomimo tego, że nikomu nic nie przekazuję pod ochronę, zakopany przez mnie kamień jest znakiem granicznym. Ponadto uważam, że w sposób niedopuszczalny art.38 ustawy PGiK jest kierowany do stosowanie przez geodetów. Jak dla mnie nie ma on kompletnie nic wspólnego z geodetą, bo jest kierowany w sposób jednoznaczny do właścicieli i władających gruntem, więc w żaden sposób nie może być wykorzystywany jako argument do rzekomo koniecznego przekazywania pod ochronę. Dlaczego tak uważam? Bo mówi o tym wprost kodeks cywilny który stanowi, że to właściciele są obowiązani do wspólnego utrzymywania znaków granicznych.
Przytoczone przez mnie zapisy pozwalają mi określić normę, że w momencie utrwalenia znaków granicznych (nie ważne czy przez geodetę czy jednego z właścicieli), to na zleceniodawcy spoczywa obowiązek powiadomienia sąsiada o umieszczeniu znaku granicznego na gruncie w celu wspólnego utrzymania i ochrony. Geodeta zaś ma jedynie w określonych prawem przypadkach zawiadomić. Tak odczytuję zapisy z KC i ustawy PGiK wraz z przynależnymi rozporządzeniami.