Po pierwsze: fakt, że organ administracji publicznej rozpatrując sprawy rozgraniczenia bierze pod uwagę rozwiązania zawarte w kodeksie cywilnym jest oczywisty, a w przytoczonym wyroku NSA tylko tę oczywistą oczywistość przypomniał. System prawny mamy jeden, trzeba go analizować holistycznie, więc stwierdzenie tego przez NSA to zwyczajny truizm.
Po drugie: mamy w systemie prawa oczywisty błąd polegający na tym, że sprawy rozgraniczenia nieruchomości, które z natury są sprawami dotyczącymi prawa własności, zostały umieszczone w ustawie wchodzącej w skład prawa administracyjnego i przekazane do kompetencji organu administracji. Historycznie nigdy nie były to sprawy administracyjne, od czasów rzymskich sprawy te należały do kognicji sądów cywilnych. W procesie rzymskim na przykład w fazie in iure sprawa toczyła się przed pretorem, a w fazie apud iudicem przez wyznaczonym przez pretora składem sędziowskim. Był to zatem proces cywilny.
Podobnie w Polsce statuty piotrkowskie determinowały, że sprawy te rozstrzygane były przez sądy podkomorskie.
I tak dalej i tak dalej. Przez wieki były to sprawy cywilne.
Pierwszy wyłom od tych historycznie ukształtowanych zasad wprowadziło rozporządzenie Prezydenta RP z 16 marca 1928 o rozgraniczeniu nieruchomości ziemskich przy przebudowie ustroju rolnego.
Wprowadziło ono w art. 2 zasadę, że postępowania rozgraniczeniowe prowadzi urząd ziemski. Było to oddanie pod władzę administracyjną spraw naturalnie i historycznie zastrzeżone dla władzy sądowniczej.
Takie rozwiązania powtórzyła ustawa o ustalaniu granic nieruchomości ziemskich przy przebudowie ustroju rolnego z 1934 i kolejne już komunistyczne dekrety.
W każdym razie od międzywojnia w Polsce nastąpił wyłom, że sprawy graniczne miał prowadzić organ administracji. Jest to sytuacja zupełnie nienaturalna, wypaczająca istotę ochrony własności, która jest oczywiście związana z prawem cywilnym.
Teraz my się z tym musimy mierzyć.
Powstają postulaty, żeby odtworzyć zawód mierniczego, wyposażyć go w zakresie rozgraniczenia w prerogatywy sądu, co w sposób oczywisty dla każdego prawnika jest sprzeczne z konstytucyjną zasadą niezależności sądownictwa (np. art. 173, 175 i kolejnymi Konstytucji). Są to postulaty oczywiście niemożliwe do realizacji.
Zatem nie bardzo mamy liczyć co na to, że do tego typu zmian w ogóle dojdzie.
Z tego powodu musimy się zmierzyć z tym, co mamy. A mamy postępowanie rozgraniczeniowe wpisane w system postępowania administracyjnego z wszelkimi ograniczeniami tego postępowania. Jednym z tych ograniczeń jest to, że organ otrzymał od ustawodawcy narzędzia do arbitralnej oceny pracy geodety, będącego de facto biegłym w tym postępowaniu, a z drugiej strony organ nie dostał narzędzi do oceny profesjonalności jego działania.
I tego właśnie dotyczy niniejszy wątek. Organ musi czy mu się to podoba, czy nie, ocenić prawidłowość wykonania pracy przez geodetę. Jednocześnie organ nie ma wiedzy merytorycznej do wykonania tej weryfikacji.
Póki co jednak jesteśmy demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.
I przyznaję: środowisko prawników moralnie leży i kwiczy. Totalną demolkę systemu prawnego w tym kraju i toczący się kryzys przecież spowodowali sami prawnicy. Ale to nie znaczy, że skoro środowisko się skompromitowało, to Polska przestała być demokratycznym państwem prawnym. Nadal mamy system prawny i nadal trzeba się w nim próbować odnaleźć.