O naszych, geodezyjnych, sprawach w kodeksie nie chcę się na razie wypowiadać. Przyznam że nie wiem jak do tego podejść bo kompletnie nie mam pojęcia jak będzie traktowała "nowa" władza naszą branżę. Umieszczenie tak dużej ilości elementów związanych z naszym zawodem w kodeksie i uczynienie tego poprzez wyjęcie ich z innych ustaw dezorientuje mnie. Bo nie wiem czy teraz jak będą przebudowane te inne ustawy i jak będzie skoordynowany kodeks z naszą główną ustawą czyli prawem geodezyjnym i kartograficznym. Parę kwestii które uregulowano w kodeksie sugerują że, to co pisała Dorota, wracamy do starych rozwiązań. No ale to znowu rewolucja i skoro tak to jak się do niej odnieść jeśli nie znamy pozostałych uregulowań. Domyślanie się nie jest najlepszym podstawą do oceny tego co chce nam przyszykować władza. Ja bym napisał, w formie zapytania, właśnie te wątpliwości o których wspominam i wyjaśnił że jak na razie to brakuje nam wystarczających informacji żeby, w kontekście geodezji, opiniować kodeks.
Z kwestii nie związanych bezpośrednio z naszym udziałem w procesie budowlanym ale wynikających z problemami które są naszym udziałem mam w tej chwili jedną uwagę. Proponuję przenieść na nasz grunt rozwiązanie które jest stosowane w Wielkiej Brytanii a dotyczy eliminowania bądź chociaż ograniczania potencjalnych roszczeń co do gruntu zajętego pod inwestycję, już po jej wykonaniu, co stawia inwestora w bardzo niekorzystnej sytuacji. Z tego co pamiętam, nasz kolega który pracuje na tamtym rynku pisał że jest tam obowiązek ogradzania inwestycji, w szczególności po granicach nieruchomości na której jest realizowana, w typowy, znany wszystkim sposób. Takie ogrodzenie jest deklaracją zasięgu prawa własności i jeśli sąsiedzi nie zgłaszają w trakcie inwestycji roszczeń, w szczególności na jej początku, to domniemywa się że akceptują deklarację inwestora i nie zgłaszają zastrzeżeń. W przypadku gdy roszczenia zostają zgłoszone po budowie to, co do zasady, nie mają raczej szans na ich uwzględnienie bo sąd uznaje że mieli szansę zrobić to wcześniej a ich bierność jest interpretowana jako zgoda. Oczywiście każdy przypadek jest indywidualny ale wprowadzenie przepisu nakazującego takie grodzenie oraz oznaczanie na ogrodzeniu że stanowi ono zasięg realizowanej inwestycji i granicę nieruchomości nią objętej, wprowadziłoby do polskiego prawa domniemanie milczącej zgody sąsiadów, w przypadku braku zastrzeżeń z ich strony. Domniemanie usuwalne ale tylko w szczególnych przypadkach, gdy sąsiedzi nie mieli możliwości zobaczenia tego ogrodzenia albo wniesienia zastrzeżeń. Takie domniemanie powinno działać w przypadku gdy inwestycja odbywa się na bieżąco pod okiem sąsiadów, trwa odpowiednio długo i jest zgodna z przepisami. Ewentualne spory graniczne po wybudowaniu inwestycji powinny być wtedy rozstrzygane z uwzględnieniem tego właśnie domniemania. O szczegółach i sposobie sformułowania przepisu można oczywiście pogadać ale pytanie czy widzicie sens propozycji w tym zakresie.