Widzę Monika, że niewłaściwie zrozumiałaś intencje moje i Radka, choć jak piszesz, to co napisał Radek było
"bardzo mądrze napisane". Na podstawie rysunku, który przedstawiłaś, spróbuj sobie wyobrazić, że granicę między działkami A i B oznaczamy numerami 1 i 2. Bo w konsekwencji pomiaru po pierwsze musimy je jakoś oznaczyć, powiązać z pozostałymi punktami w mapie opracowując GML, a po trzecie każde przesunięcie któregokolwiek z punktów będzie miało wpływ na przebieg granic z działkami sąsiednimi. Czyż nie tak? Na ile ja zrozumiałem Radka stwierdził, że niezależnie od tego jak przesuwamy punkty zmienia się przebieg granic. Tak zrozumiałem, choć On napisał to innymi słowami, czyli
określając odcinki ustalanych granic, na ich przecięciach powstają punkty graniczne. Moim zdaniem od strony technicznej (matematycznej) na jedno wychodzi. Bo czy "ruszam" punkt, czy też granicę, w ostatecznym rozrachunku punkt będzie w tym samym miejscu. Jak dla mnie dość zasadnicza różnica powstaje dopiero w momencie sporu granicznego, w wyniku którego sprawa trafia do sądu. Oczywiście są jeszcze inne wyjątki, bo teoretycznie nie ma sensu czynić stronami postępowania rozgraniczeniowego właścicieli sąsiednich działek, jeśli ich granice były ustalone wcześniej. Praktycznie jednak dla geodety to żaden problem, bo nawet jeśli sąsiedzi będą stronami w postępowaniu, to geodeta tą ustaloną (dla sąsiadów) wcześniej granicę po prostu opisze w protokole. Może być również jednak tak, że granica z sąsiadami też nie była wcześniej ustalana. Może więc byliby zainteresowani jej faktycznym i uregulowanym przebiegiem. Bo z punktu widzenia prawa nie ważne jest, czy ustalamy jakąkolwiek granice w trybie rozgraniczenia, czy też ustalenia przebiegu granic. W przypadku sporu sprawa i tak trafi do sądu. A wyłącznie sąsiadów z postępowania administracyjnego tak naprawdę wydłuża im tylko drogę (zwiększa tez koszty) do ewentualnej drogi sądowej. Nie da się bowiem wnieść sprawy do sądu (o rozgraniczenie) bez wcześniejszego postępowania administracyjnego. Wg mnie wójt powinien wiedzieć, że rozgraniczenie w postępowaniu administracyjnym bardzo rzadko wynika ze sporu granicznego. Ludzie chcą wiedzieć gdzie mają granice z tak błahych powodów jak chęć postawienia płotu. No i często pod wpływem różnych doradców decydują się na rozgraniczenie. Wójta jednak zupełnie nie powinno obchodzić jakie są materiały na ustalana granicę i czy jest ewentualny spór. Powinien w przypadku złożonego wniosku zachować się tak, jak napisał Radek. Czyli z świadomością, że nawet jak wniosek obejmuje ustalenie jednego punktu granicznego (wnioskodawca nie musi znać prawa), to stronami postępowania powinny być wszyscy właściciele nieruchomości, mający związek z tym punktem granicznym. Sprawa ma się zupełnie inaczej w przypadku sporu, kiedy trafia do sądu. Bo wtedy (zawsze) strony sporne są jednoznacznie określone we wniosku, a sąd z pewnością nie rozszerzy stron w tym postępowaniu, o sąsiadów, których spór nie dotyczy. W tym jednak przypadku (wg mnie) za przyzwoleniem sądu (po przedstawieniu i uzasadnieniu konieczności) można dla sąsiadów nie będących stronami w postępowaniu sądowym ustalić granice w trybie rozporządzenia EGiB, jeżeli nie ma to wpływu na ostateczne orzeczenia sądu.