Witam wszystkich członków i sympatyków PTG, a także tych co tylko czytają posty na forum.
Tytuł postu ma zachęcać do pomocy dla Pawła Kowalczyka – geodety, urzędnika, człowieka. Paweł mieszka i pracuje od 25 lat w Kielcach i od tyluż lat pracuje nad zintegrowaniem środowiska geodezyjnego, które życie podzieliło na dwie frakcje: urzędników i wykonawców. W młodych latach pracował w Starostwie Włoszczowskim pnąc się po stanowiskach od zwykłego inspektora do naczelnika Wydziału Geodezji jednocześnie pracując nad własnym rozwojem jako geodety, który wie jak teren smakuje. Pewnie wielu z Was powie, że to „przestępca” który zamiast pracować za pensję urzędnika robił prywaty. Ja się z Nimi nie zgodzę, gdyż sam przez lata pracując na stanowisku urzędniczym wykonywałem kilka robót rocznie, aby czuć smak zawodu, doświadczyć terenu i nauczyć się rozwiązywania problemów, które nie można pojąć z książek, ustaw lub forum, a zdobyte doświadczenie pozwoliło na pełne spektrum spojrzenia na świat geodezyjny – ten zza biurka i ten z terenu.
Doświadczenia Pawła i moje bardzo często prowadziły do wspólnego wniosku, że Nasze środowisko jest podzielone przez wzajemne niezrozumienie, brak empatii lub po prostu strach przed nieznanym. Każdy z Nas geodetów spotykał się wielokrotnie z bezmyślnością urzędniczą lub brakiem fachowości wśród wykonawców, co zawsze prowadziło do spostrzeżeń negatywnych. Jakże często padały wtedy słowa: „Kto Ci dał magistra?! A tobie kto dał uprawnienia?! Spotkamy się w Sądzie?! Nie odpuszczę, bo nie będzie ktoś ze mnie robił barana!” Wzajemny brak szacunku przejawiał się też w żartobliwym tytułowaniu koleżanek z PODGiK „panciami” lub oceną wykonawców przez proste słowa: „No wlazł i tylko nabłocił”. No cóż, tacy jesteśmy.
Ale czy na pewno? Proszę Was o spojrzenie na Was samych – takich jacy jesteśmy: ludzie zabiegani, bez perspektyw na wygodne życie, nienauczeni podstaw ekonomii w działalności prowadzonych, a przez to działający po omacku. Czy warto się bić i pojedynkować na słowa? Z mojego punktu widzenia nie, a historia Pawła wyraźnie pokazuje, iż ścieżka zawodowa może prowadzić do dobrego wspólnego działania.
Już wracam do historii: Kolega Paweł będąc człowiekiem zaradnym i wielce elokwentnym zwracał na siebie uwagę wykonawców ( tu często padały słowa: k… zagiął mnie, skąd on to wie?), a także urzędników z ościennych świętokrzyskich Starostw, bo przecież jak to możliwe, że można wdrażać skanowanie materiałów zasobu jeśli nikt nie każe tego robić lub wdrażać geoportal powiatowy, kiedy większość PODGiK - ów bawi się matrycami. To dzięki ciężkiej pracy Pawła Starostwo Włoszczowskie już 2010r miało kompletne skany i uruchomiło udostępnianie danych przez systemy numeryczne. Najciekawsze było jednak podejście do wykonawcy, bo każdy zawsze był mile widziany, a nawet gdy powstały stowarzyszenia przeciwko działaniu młodego Naczelnika, to prace schodziły, a wykonawcy mogli się rozwijać bez ograniczeń.
W gloryfikacji naszego dzielnego bohatera nie można nie wspomnieć o posprzątaniu stajni Augiasza jaką było Starostwo Kieleckie. Otóż lokalny kielecki urząd powiatowy zawsze kierował się własnymi prawami i obyczajami w przekonaniu o własnej wspaniałości. Nikt nie wie skąd to przekonanie się wzięło, bo zawsze było tu wiele patologii geodezyjnych, przez co wykonawcy nazywali po cichu PODGiKi kieleckie „żmijowiskami”. Kilka przykładów, że to środowisko miało za uszami: pracownicy albo sami robili roboty, albo robili ich współmałżonkowie – taktowani priorytetowo, Starostwo Kieleckie miało własny zakład usług – wykonawców co żadnej roboty się nie bali, a fundusz w całości wysysali, jakość opracowań była żenująco niska, bo każdy ścigał się żeby zarobić, syt-wys -owcy granic nie liczyli, a brak inwentaryzacji sieci na projektówkach klauzulowali wpisem o możliwie występujących sieciach, których nikt nie zainwentaryzował. Powyższe działania środowiska doprowadziły do 4-5 miesięcznych terminów kontroli/weryfikacji, uznaniowości inspektora na zasadzie „chusteczki haftowanej”, niezadowolenia pracowników Starostwa z pensji, przy jednoczesnym braku możliwości jej podwyższenia, gdyż Wydział był największy w województwie, a przecież są ile można łożyć na jeden wydział. Sytuacja stała się całkowicie patowa w okresie pandenii, kiedy Starostwo zamknęło się na 3 miesiące, udostępnianie skanów nie występowało, a weryfikacja trwała pół roku. Dochodziły jeszcze zjawiska „doczłapywania” do emerytury Pani Naczelnik oraz strachu organizacji PTG i SGP w jakimkolwiek działaniu na rzecz wykonawców – bo ktoś na górze może wykorzystać działanie stowarzyszeń jako szkodliwe społecznie/zagrażające życiu.
Od stycznia 2021r wszystko zaczęło się zmieniać, bo Dyrektorem Wydziału GiGN został Paweł Kowalczyk. Jak obecny Minister Sprawiedliwości zaczął od własnych ludzi wprowadzając szkolenia wewnętrzne, opracowywanie procedur obsługi wykonawców, sprawując nadzór bezpośredni nad pracownikami a weryfikacją operatów szczególnie. Co ciekawe nikt nie został zwolniony lub dotkliwie przesunięty na inne stanowiska, a także nikt nie dostał innej pensji. Pracownicy PODGiK zaczęli uczyć się systemów automatycznej aktualizacji zasobu, a problemy były rozwiązywane na bieżąco. Weryfikatorzy nie unikali kontaktu z wykonawcami, a kwestie sporne zawsze chętnie omawiali z wykonawcami, jeśli tylko protokół był niejednoznaczny. Lokalni wykonawcy dziwiąc się zmianom przychodzili poznać osobę kierującą Wydziałem, a na korytarzach Starostwa zaczęła panować pustka, bo przecież wszystko dało się przesłać na powiatowy geoportal, FTP lub mail. Każdy miesiąc przynosił skrócenie i uproszczenie weryfikacji, co przez dekady nie było możliwe – przynajmniej według kolejnych dwóch Naczelniczek. Ciekawe, że skończyły się niepotrzebne dyskusje i lokalne interpretacje, a kwestie sporne zawsze wyjaśniane były z użyciem przepisów i liberalnego ich stosowania. Szokiem zupełnym było okazywanie sobie wzajemnego szacunku i zrozumienia ludzi z drugiej strony biurka.
Niestety u Pawła wrócił koszmar choroby nowotworowej, a jej eskalacja była nadspodziewana. Amputacja lewej nogi i części miednicy spowodowały, że nie może funkcjonować dobrze w normalnym życiu, a kwestie pracy zawodowej, zawsze będąca jego pasją, zostały odsunięte na plan dalszy. Opiera się chorobie, walczy i jeszcze pomaga wykonawcom w sprawach trudnych interpretacyjnie pokazując, że rak nie ma nad nim władzy. Środowisko kieleckich geodetów wspiera go słowem i czynem. Obecnie koniecznym jest przywrócenie mu zwykłej motoryki poprzez kupno specjalistycznej protezy, która oczywiście nie jest refundowana. Pojawia się bariera finansowa 212 tys. zł.
Na koniec mojego przydługiego postu warto wspomnieć, że taka choroba dla geodety to zwykle koniec pracy zawodowej, bo nie można nigdzie pójść, nic nie można zmierzyć lub ustalić. Każdy schodek w urzędzie stanowi przeszkodę, a każdy krok wywołuje wspomnienia dawnej sprawności i niezależności. Spójrzmy na własne nogi i zastanówmy się co by było gdyby….. spotkało to Nas samych.
Poniżej zamieszczam zdjęcie Pawła, bo się na to zgodził, a całej postaci nie zamieszczam, bo peleryna i obcisłe slipy – co naturalne u SUPERMAN`a odwracałaby uwagę od prawdziwego problemu jakim jest powrót do sprawności po ciężkiej chorobie.
Pamiętajmy - stanowimy jedno środowisko, a jeśli wielu z Nas przekaże choć złotówkę możemy spełnić każde marzenie.
Link poniżej umieszczony pozwoli na przejście do strony, na której można okazać Pawłowi wymierne wsparcie.
https://www.siepomaga.pl/kowalczyk-pawel?fbclid=IwAR38BjHWs4Ilr2AtKG6GywPzAaVyOoMqj5-pd_ypMRYMTBF9IM2MGrD0YygZ wyrazami szacunku
Jacek Kozieł