Zauważam, że problem podpisywaczy nie jest wyłączny w geodezji.
Osobiście nie dawniej, jak dwa miesiące temu robiłem mapę pod przebudowę drogi powiatowej, której sprawdzającym projekt był projektant rocznik 1932. Drogi było tak z 11 kilometrów.
Inną drogę w kategorii G, o nośności na oś 115kN, długość drogi ponad 25 km, też robiłem mapę, byłem na kilku radach budowy. Projektowała ją spółka, pod projektem był podpisany gość, którego nigdy na radzie budowy nie widziano, nigdy nie był na budowie, a osobiście mam wątpliwości, czy ten projekt kiedykolwiek widział. W zespole projektowym średnia wieku to jakieś 22 lata.
Zatem w mojej ocenie oburzanie się o podpisywaczy w zawodzie pokrewnym budownictwu jest walką z wiatrakami.
Geodetów uprawnionych z zakresem 2 jest w Polsce jakieś 8000. Ponad połowa zrobiła uprawnienia przed 1996 rokiem, a więc z dużą dozą prawdopodobieństwa jest już na emeryturze. Połowa z drugiej połowy pracuje w urzędach i innych instytucjach, w których zazwyczaj z uprawnień w ogóle nie korzystają. Powiatów jest niecałe 400, w każdym uprawnienia ma co najmniej geodeta powiatowy i kierownik ośrodka, co daje jakieś 800 uprawnionych w samych starostwach, jeżeli tylko dwóch ma tam uprawnienia. A w większości znanych mi starostw uprawnienia ma co najmniej 4-5 osób. Znaczna część też uprawnionych geodetów po prostu nie pracuje w zawodzie.
Z drugiej strony rocznie uprawnienia z zakresu 2 zdobywa jakieś 20 osób, a więc przyjmując że starostw jest 400 (dla równego rachunku), na jeden powiat geodeta z zakresem drugim przybywa w tempie 1 na 20 lat.
Z powyższego wynika, że to, co piszesz, to po prostu pobożne życzenia, to nie może się udać. Ze względu na matematykę.