Jacek napisał, że problem jest wielopłaszczyznowy i wielopoziomowy. To prawda. Dorota zaś w swym wywodzie udowadnia, że największe nasze zło tkwi w stanowieniu prawa dotyczącego relacji geodeta wykonawca - ośrodek dokumentacji geodezyjnej. Podaliście inne przykłady, które Waszym zdaniem mają podstawowy wpływ na swobodne wykonywanie zawodu.
Uważam jednak, że to nie są najważniejsze nasze problemy. Faktycznie, jedną z głównych spraw, które nam przeszkadza na co dzień, to uzależnienie od administracji geodezyjnej. Nic jednak się nie zmieni jeśli chodzi o współpracę z administracją geodezyjną, (a mam na myśli ich fachowość, uczciwość, brak stronniczości, przestrzeganie prawa, nadużywanie rzekomej władzy) jeżeli nie nastąpią zmiany systemowe. Dopóki nie powstanie Krajowy Kataster Nieruchomości jako jednolity i jednorodnie zarządzany organ, zawsze będziemy MY, a przeciw nam ok. 400 powiatów, gdzie każdy robi co chce, jak chce, a w swej bezkarności prawo jest stosowane wybiórczo i uznaniowo. Bez tej podstawowej zmiany nie ma szans na poważne i niezależne wykonywanie przez nas zawodu.
Drugim z podstawowych problemów natury systemowej jest brak samorządu zawodowego. Jesteśmy przecież jedynym zawodem, gdzie postępowania dyscyplinarne prowadzi administracja geodezyjna. Państwo nadaje nam uprawnienia zawodowe za nasze pieniądze, nie dając nic w zamian. Brak systematycznych i jednolitych szkoleń prowadzonych przez osoby centralnie przygotowane doprowadza do braku właściwej świadomości i jednolitej znajomości i stosowania prawa. Tu moim zdaniem sami jesteśmy sobie winni w dużej mierze, bo środowisko geodezyjne poprzez długoletnie tłamszenie straciło zupełnie instynkt samozachowawczy i już nie wie, co to jest szacunek do samego siebie, czyli godność.
Na zmiany systemowe nie możemy mieć dużego wpływu ale to nie znaczy, że nic w tym zakresie nie mamy robić. Ja wiem, że chociaż część członków Zarządu PTG robi w tym zakresie tyle, na ile ich stać. Ale to z pewnością za mało, żeby odpowiednia świadomość została przekazana politykom.
Staram sie jednak w swych analizach oddzielić to, czego nie możemy zrobić (wpływ na zmiany systemowe) od tego, na co mamy, lub możemy mieć realny wpływ. Żeby moje wypowiedź nie była zbyt długa podam tylko jeden przykład.
Andrzej uznał, że największym naszym problemem są niskie ceny. Nie ważne kogo obarcza za to odpowiedzialnością, bo ja chyba gorsze rzeczy mógłbym napisać o ludziach młodych. Ale nie w tym rzecz, kto jest za to winny. Czy byłby bowiem taki problem, gdyby zleceń na rynku było dwa razy więcej? Przecież ten, który lubi pracować za małe pieniądze i tak się "zatka" robotą i dla innych zostanie dość pracy do wykonania za uczciwe pieniądze. Jak spowodować wzrost zleceń? Śmiem twierdzić, że na to mamy bezpośredni wpływ. Wielu bowiem z nas nie zdaje sobie sprawy ile nam "ucieka" zleceń przez brak należytego stosowania prawa przez organy publiczne. Ile nam "ucieka" zleceń przez dowolne i różnorodne specyfikacje przetargowe, przez różnorodne prowadzenie postępowań administracyjnych, przez dowolne korzystanie z byle jakich załączników w prowadzonych przez siebie postępowaniach. Nie mam zbyt wielu dowodów jak działa nadzór geodezyjny i na ile skutecznie w prowadzonych postępowaniach kontrolnych. Mogę jedynie powiedzieć na przykładzie województwa śląskiego, że jakiś czas temu zgłosiłem WINGiK'owi lekceważenie prawa w odniesieniu do dokumentacji (robionej przez geodetów) składanej jako załączniki do wniosku o wydanie decyzji przez wojewodę. Ku mojemu zdziwieniu kontrola została przeprowadzona bardzo szybko, a Inspekcja Nadzoru była bardzo zaskoczona beznadziejną jakością prowadzonych postępowań przez kolegów i koleżanki z sąsiednich pokojów. Otrzymałem wyniki kontroli i ustalenia pokontrolne. Jakiś czas zalecenia WINGiK działały, ale na dziś jest tak, jak było. Czyli zamiast map do celów prawnych jako załączniki do różnych postępowań są używane "mapki" dowolnego pochodzenia. W skali kraju są to miliony złotych, które nam uciekają koło nosa. Nie wiem, czy Śląski WINGiK wie, że jego zalecenia pokontrolne są już na dziś lekceważone. Ale wiem, że możemy go o tym poinformować podobnie jak wszystkich innych wojewódzkich inspektorów nadzoru łącznie z GGK.
Jest jeszcze jedna, bardzo istotna moim zdaniem sprawa mająca wpływ na jakość wykonywanej pracy, a więc również na wysokość ceny. Wszyscy zdroworozsądkowo myślący ludzie wiedzą, że za małe pieniądze nie można nabyć nic wartościowego. Podobnie jest z naszymi usługami. Problemem dla uczciwych cen jest marna jakość opracowań i przyjmowanie dziadostwa do PZGiK. Dzieje się tak głównie z dwóch powodów. Po pierwsze z wyjątkowo niskiej znajomości prawa przez administracje geodezyjną mającą wpływ na przyjmowanie operatów, a po drugie poprzez brak realnej odpowiedzialności za wykonaną pracę. Dobrze wiemy, że coraz powszechniejsze staje się wykonanie opracowań zgodnie z zaleceniami ośrodka, a nie zgodnie z prawem. Te same osoby bezkarnie wykonują swoje prace w różny sposób na terenie różnych powiatów, a wykonując duże opracowania dotyczące celu publicznego, niezależnie od jakości opracowań startują w kolejnych przetargach często je wygrywając za zaniżone kwoty.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Moim zdaniem stosunkowo proste. Wystarczy ograniczyć weryfikacje do kompletności operatu i dopuścić do sytuacji, gdzie zamawiający dostanie dokumenty podpisane jedynie przez uprawnionego i szefa firmy wykonującej usługę. Co z tego, że wójt, starosta lub wojewoda, czy nawet minister wydadzą decyzję w oparciu o dokumenty marnej jakości? Nic z tego pod warunkiem, że EGiB nie ujawni decyzji ze złymi załącznikami, a tym samym nikt nie ujawni zmian w księdze wieczystej. Warunek jest tylko taki, że zmiany w EGiB muszą być dokonywane na wniosek zainteresowanego. Bo ten zainteresowany jak się "odbije" od drzwi ewidencji gruntów nic nie załatwiając nie będzie miał pretensji do wójta czy wojewody. Ze swoim problemem trafi do geodety uprawnionego i wykonawcy, którzy będą zmuszeni poprawić niewłaściwie opracowane dokumenty. W sprawach gruntowo prawnych oczywistym jest, że często te "poprawy" będą się wiązały z nowymi pomiarami. Jak długo w takiej sytuacji wytrzymałaby nieuczciwa firma robiąca usługi geodezyjne za małe pieniądze? Wg mnie, bardzo krótko.